Do tego „szybkiego czegoś dobrego” potrzebujecie dwóch rzeczy: trzech przejrzałych bananów i paru domowników, którzy nerwowo kręcą się po kuchni w poszukiwaniu słodyczy na przykład męża-sportowca albo wyrośniętego nastolatka z wąsikiem, mutacją i ogromnym apetytem.
Jestem bardzo nieszczęśliwa, kiedy moje dzieci-nastolatki kupują w sklepie batoniki czy żelki (a niestety nie da się tego do końca uniknąć dając im kieszonkowe nawet jeśli przez lata wpajało im się zdrowe nawyki żywieniowe, o czym w innym wpisie). Wychodzę z założenia, że jeśli mają już jeść coś słodkiego, niech to będzie domowe ciasto. Piekąc samodzielnie zawsze można zredukować ilość cukru podaną w przepisie, dodać coś wartościowego np. orzechy i rzecz jasna pominąć wszystkie dziwne składniki, którymi faszerowane są sklepowe łakocie: tłuszcz palmowy, margarynę czy syrop glukozowo-fruktozowy. Piekąc w domu wybieram więc mniejsze zło.
Nie pamiętam już skąd wzięłam przepis na ten chlebek. Wiem jedno: na pewno go pozmieniałam, bo gotując (a gotuję codziennie) maksymalnie upraszczam sobie życie. Chlebek bananowy robię podobnie jak muffiny – w jednej misce mieszam składniki mokre, a w drugiej suche, a na koniec wszystko razem ze sobą i hop do piekarnika!
Składniki mokre:
Składniki suche:
Suchą mieszaninę dodaję do mokrej, mieszam i wylewam do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia. Piekę w temperaturze 170 stopni przez godzinę. Potem zostawiam jeszcze na kwadrans w piekarniku i wyjmuję do wystudzenia (warto wyjąć z blachy i dać szansę dnu ciasta odparować).
Polewa
Jak napisałam powyżej, gotuję dużo i szybko, dlatego teraz zdradzę wam sekret jak zrobić czekoladową polewę nie brudząc przy tym dodatkowego naczynia. Należy na ciasto stojące w gorącym piekarniku wyłożyć kilka kostek gorzkiej czekolady i poczekać, aż polewa zrobi się sama 🙂
Smacznego!