Majorka, mała wyspa na wielkie wakacje
„Mały kraj na wielkie wakacje” – takim sloganem reklamowała się kiedyś Chorwacja, ale hasło pasuje jak ulał także do Majorki, bo choć jest ona największą wyspą Balearów, to wzdłuż i wszerz ma tylko kilkadziesiąt kilometrów długości, co znacznie ułatwia jej zwiedzanie. A oglądać jest co: malownicze zatoczki, długie piaszczyste plaże, góry i lasy, wioski z tradycyjnymi zabudowaniami i starymi wiatrakami, małe klimatyczne miasteczka i Palma de Mallorca – stolica wyspy z ogromną katedrą.
TROCHĘ HISTORII (TURYSTYCZNEJ)
Zanim Majorka przeszła pod panowanie Hiszpanii, rządzili tu Fenicjanie, Kartagińczycy i Rzymianie (ciekawe czy po znojnym dniu spędzonym na podbijaniu wyspy znajdowali chwilę, by wykąpać się w turkusowym morzu?). Wyspa zawsze przyciągała amatorów śródziemnomorskiego stylu życia. Gościli tu między innymi Fryderyk Chopin i George Sand, Charlie Chaplin i Winston Churchill, a także Agatha Christie, która akcję swoich dwóch kryminałów umieściła nad zatoką Pollensa. Tropem sławnych podążyli zwykli ludzie. W latach pięćdziesiątych Majorkę zaczęli masowo podbijać turyści (głównie z angielscy i niemieccy) – hiszpański rząd potrzebował pieniędzy zagranicznych gości, więc nie protestował kiedy na wybrzeżu zaczęły powstawać toporne hotele, a wioski rybackie zaczął zalewać beton. Tania turystyka niszczyła krajobraz, na szczęście w porę się opamiętano i teraz Majorka stawia na styl, lokalną kuchnię i miejscowe rękodzieło.
MAJORKA (PRAWIE) O KAŻDEJ PORZE ROKU
Zdjęcia do tego wpisu zostały zrobione podczas dwóch pobytów na Majorce w lipcu 2017 i w końcu kwietnia 2019 (dlatego na niektórych zobaczycie puste, a na innych pełne plaże). Podczas wakacji jest oczywiście ładniejsza i pewniejsza pogoda, ale pod koniec kwietnia również trafiliśmy na ciepły i słoneczny tydzień. Trochę wiało, ale jak najbardziej można było się już opalać. Kąpiel w morzu wiosną
dla mnie odpada (ale moje dzieci-nastolatki jak najbardziej pluskały się w lodowatej wodzie wesoło), za to na przełomie września i października temperatura i wody i powietrza jest wciąż wysoka, a rankiem zatokę pokrywają zjawiskowe mgły.
ZATOKA ALKUDYJSKA
Pierwszy raz na Majorkę wybraliśmy się kilkanaście lat temu, kiedy nasze dzieci były bardzo małe. Ktoś nam doradził, żeby wybrać hotel w Zatoce Alkudyjskiej, bo to „raj dla maluchów”. „Dla dorosłych też”, pomyślałam, zatrzymując się u wejścia na plażę, bo takie kolory wody widziałam wcześniej w życiu tylko raz, podczas podróży na Kubę.
Zatoka Alkudyjska to dziesięciokilometrowa plaża położona na wschód od miasteczka Alcudia. Można odejść daleko od brzegu, a woda wciąż będzie płytka. Piasek jest drobny, biało-złoty, a morze przybiera różne odcienie turkusu. Dzieci mogą się tu bezpiecznie bawić (moje siedząc na brzegu po kilka godzin dziennie z zaangażowaniem nabierały i wylewały wodę z butelki). A dorośli chętnie ruszą
na długi spacer, by podziwiać spektakularną przyrodę. A jeśli jeszcze jakaś łódka zatrzyma się w zatoczce to idealny obrazek gotowy!
Oczywiście w sezonie pobyt w hotelu przy plaży Alkudyjskiej kosztuje niemało, ale wystarczy zmienić termin wyjazdu na majowo-czerwcowy lub jeszcze lepiej na wrześniowo-październikowy i ceny stają się bardziej zjadliwe. W Playa de Muro równolegle do plaży (za hotelami w pierwszej linii brzegowej) biegnie droga, przy niej znajdują się wypożyczalnie rowerów, sklepy z pamiątkami i akcesoriami
plażowymi, a także supermarkety, gdzie można zaopatrzyć się w coś do picia i jedzenia.
Za hotelami znajduje się rezerwat przyrody. Bagna są siedliskiem dla ptaków, a zwiedzający mogą po terenie wędrować specjalnie do tego wyznaczonymi ścieżkami. Czasami od tych bagien dolatuje turystów nieciekawy zapaszek, niektórzy sądzą, że dobiega on z kanalizacji hotelowej. Ach nie, moi drodzy! To tylko natura tak pięknie pachnie…
Sama plaża w Zatoce Alkudyjskiej jest stosunkowo wąska i ma zaledwie kilka rządków łóżek z parasolami (płatne tylko w sezonie), więc nie ma tu uciążliwych tłumów jak w niektórych plażowych kombinatach np. na północy Włoch. Sama plaża jest zresztą na tyle długa, że wszyscy swobodnie się na niej pomieszczą, część nie plażuje codziennie – wybiera wycieczki, by poznać najciekawsze zakątki wyspy.
ALCUDIA
W Zatoce Alkudyjskiej znajduje się oczywiście Alcudia, a dojechać do niej z Playa de Muro można autobusem, który regularnie kursuje zatrzymując się na przystankach nieopodal hoteli. Zwróćcie uwagę, że autobus zatrzymuje się najpierw w Port d’Alcudia (jest tu marina, trochę sklepów i knajpki), ale jeśli chcecie zwiedzić zabytkową część miasta (oraz ruiny rzymskiego miasta Pollentia) trzeba pojechać pod same mury starówki. Do miasta można wejść przez bramę, a także pospacerować po samych murach okalających miasto i pooglądać je sobie z góry. Mnie z wysokości udało się uchwycić na zdjęciu wieczorny odpoczynek dwóch pań. Pewnie zbierały energię przed kolacją.
W mieście pełno jest sklepów z rękodziełem czy kolorową ceramiką. Kamienice mają ciepłą żółtawą barwę, okna okalają misterne płaskorzeźby, a na drewnianych wrotach wiszą zabytkowe kołatki. Stoliki wystawione na ulice zachęcają, by przysiąść na orzeźwiającego drinka lub smakowitą paellę.
PÓŁWYSEP FORMENTOR
Wyprawa na półwysep Formentor to wycieczka dla lubiących ekstremalne emocje – aby dotrzeć na sam kraniec półwyspu trzeba pokonać kilka kilometrów serpentyn. Ja z nerwów zamykałam oczy, ale zaraz je otwierałam, bo przyroda cudowna i szkoda byłoby jej nie uwiecznić na zdjęciach. Na końcu drogi czeka na podróżników spory parking z kawiarnią (choć kawa nie jest zupełnie potrzebna, bo ciśnienie po takiej przejażdżce i tak jest wysokie). Po parkingu pomiędzy samochodami śmiało hasają dzikie kozy. Przyznam, że trochę się ich bałam, więc czym prędzej oddaliłam się na taras widokowy na obowiązkową sesję zdjęciową…
POLLENSA (POLLENCA)
Pollensa to miejscowość w głębi lądu (nie pomylcie jej z leżącym nieopodal Port de Pollensa). Ma placyk z kawiarniami (Plaza Major) i kościołem zbudowanym przez templariuszy, starówkę pełną zawiłych uliczek z knajpkami, sklepikami czy pracownią ceramiki, ale najbardziej znana jest chyba ze wzgórza z kapliczką – El Calvari. Do malutkiego kościółka na szczycie prowadzi 365 schodów. Symbolem miasta jest kogut, usytuowany na fontannie o nazwie „Kogut” właśnie (El Gallo).
CALA SANT VICENC
Nieopodal Pollensy leży moja ukochana majorkańska miejscowość: Cala Sant Vicenc. Jest na tyle mała, że zmieściło się tu tylko kilka hoteli; jest też trochę domów wakacyjnych na wynajem. Miejscowość ma trzy malutkie plaże i niesamowite widoki na skały strzegące wejścia do zatoki. To typowa wakacyjna dziura (dlatego tak przypadła mi do gustu), prawie nie ma tu barów i restauracji i odnosi się wrażenie, że poza gośćmi hotelowymi nie przyjeżdża tu wielu turystów stacjonujących w innych rejonach wyspy.
LLUC
Jadąc z Cala Sant Vicenc na południe przez Serra de Tramuntana dojedziemy do miejscowości Lluc. Zaraz przy wjeździe turysta jest zmuszony uiścić słoną opłatę parkingową. Zrobiliśmy to i ruszyliśmy na podbój miasta, ale szybko okazało się, że nie było czego podbijać… Podobno w sezonie średniowieczne sanktuarium przyciąga tłumy turystów i pielgrzymów, ale my odwiedziliśmy je pod koniec kwietnia i miasteczko wydało się nam wymarłe. Działała jedna knajpka, a po uliczkach snuło się może z pięć osób. Po krótkim spacerze trochę rozczarowani wróciliśmy do samochodu. Nasze emocje znów poszybowały w górę, gdy zjeżdżaliśmy w dół do miejscowości Sa Calobra…
SA CALOBRA
Tylko spokój i mała prędkość mogą uratować biednych podróżników przed mdłościami, bo serpentyna do Sa Calobra ciągnie się przez kilkanaście kilometrów. Nazywa się Nudo de la Corbata (węzeł krawata), a przemieszczając się nią z wysokich gór nad poziom morza faktycznie można się poczuć jakby ktoś człowiekowi zaciskał krawat na szyi… Najlepiej wybrać się na tę wycieczkę z samego rana, aby uniknąć podróży krętą drogą za kolarzami czy autokarami wypełnionymi turystami.
Cierpienia podczas drogi wynagradzają widoki na góry i przejażdżka przez ucho igielne – wąską szczelinę w skale (ruch jednokierunkowy). Kiedy szczęśliwie dotrzemy już do Port de Sa Calobra należy zostawić samochód na parkingu i udać się na wycieczkę (wskazane zabranie ręcznika, a nawet grubszej maty, stroju kąpielowego, sprzętu do nurkowania, prowiantu i zapasu wody). Po kilkunastominutowym spacerze (po dojściu z parkingu do morza należy skręcić w prawo) dotrzemy do tunelu wykutego w skale – prowadzi on do małej zatoczki. Kamienista plaża to ujście ośmiokilometrowego wąwozu Torrent de Pareis. Zimą płynie nim górski potok, ale wiosną czy latem tylko gdzieniegdzie stoją tu kałuże wody, więc można zapuścić się w głąb lądu. A po kąpieli w turkusowym morzu rozłożyć się na ręczniku i podziwiać kozy spacerujące sobie po skałach nad głowami opalających się turystów.
SOLLER I PORT SOLLER
Największa atrakcja Soller to plac ozdobiony drzewkami pomarańczowymi, na którym stoi okazała katedra, a przed nią dająca wytchnienie w upalne dni elegancka fontanna. Warto usiąść tu na chwilę, skosztować kawy i miejscowych wypieków. Odpoczynek urozmaici przejeżdżający przez rynek raz po raz zabytkowy tramwaj. Można wybrać się nim w pięciokilometrową podróż i dojechać aż do miejscowości Port Soller. Tramwaj objeżdża zatokę pełną jachtów i turystów opalających się na plaży.
DEIA
Deia to maleńka miejscowość położona na wzgórzu i przez to trochę niedostępna. Przez niektórych uważana jest za najładniejszą na wyspie. Kamienne budynki z niebieskimi lub zielonymi okiennicami są tu precyzyjnie wtopione w roślinność: palmy, cyprysy i drzewa cytrynowe. Kiedy jedzie się obok wioski po raz pierwszy łatwo ją minąć: człowiek gapi się przez okno zamiast polować na miejsce parkingowe i ani się obejrzy jest już na drodze wyjazdowej. Ponieważ w Deia byliśmy po raz drugi udało nam się zostawić samochód na dole na niewielkim parkingu. Stamtąd urządziliśmy sobie spacer w górę. Po drodze na jednej z uliczek zakupiliśmy marmoladę z pomarańczy – ten specjał oraz świeży pomarańczowy sok oferują dwie miłe Majorkanki. Na samym wzgórzu jest kościół i cmentarz, tu został pochowany mieszkający przez wiele lat w Deia angielski poeta i prozaik Robert Graves, autor powieści „Ja, Klaudiusz”.
VALDEMOSSA
Valdemossa jest z kolei znana z biografii Fryderyka Chopina. W 1838 roku kompozytor spędził tu zimę razem ze swoją partnerką George Sand i jej dziećmi. Łagodny klimat Majorki miał wpłynąć kojąco na ich zdrowie, niestety akurat tamtego roku pogoda pokrzyżowała im plany: było zimno, wietrznie i padał śnieg. Dzisiaj przed klasztorem stoi fortepian, na którym turyści mogą grać kompozycje Chopina, a na tyłach budynku znajduje się piękny ogród. Poza tym Valdemossa to jedno z najładniejszych miasteczek na wyspie, ma kręte uliczki, małe placyki z kafejkami i sklepy z pamiątkami.
BANYALBUFAR I DROGA NA POŁUDNIE
Jadąc dalej od Valdemossy na południe docieramy do wioski Banyalbuar z tarasowo położonymi poletkami. Po drodze z okien samochodu możemy podziwiać góry wchodzące do morza, skaliste zatoczki i tradycyjną zabudowę. Wiosną turystów tu nie ma, jakby ta trudniej dostępna część wyspy nie została jeszcze odkryta.
PORT D’ANDRATX
To ładne miasteczko portowe z deptakiem i knajpkami. Podczas spaceru można podziwiać w marinie luksusowe jachty, a potem zjeść pyszne lody w Gelateria Capri (była dokładka!).
PALMA DE MALLORCA
Stolica wyspy Palma de Mallorca z pewnością zasługiwałaby na oddzielny wpis, ale ja ograniczę się tylko do zareklamowania Wam odwiedzenia katedry La Seu. Najlepiej właśnie od niej rozpocząć zwiedzanie miasta (nieopodal znajduje się duży parking, tam można zostawić samochód). Katedra stoi prawie nad samym morzem i jest ogromna (z samolotu wygląda jakby nie pasowała swoimi rozmiarami do reszty miasta). Jej budowę rozpoczęto w XIII wieku, a potem w kolejnych epokach modyfikowano. Wkład w wygląd budowli miał także Antoni Gaudi, znany kataloński architekt. Do katedry prowadzi główne wejście Portal del Mirador. Z tyłu budowli parkują dorożki, a spacer ulicami starego miasta pozwala na podziwianie wyjątkowej architektury.
MAJORKA NA SPORTOWO
Wyspa jest mekką kolarzy – najlepsze drużyny kolarskie świata przyjeżdżają tu na obozy treningowe, a wiosną ma miejsce wyścig dookoła Majorki na trzech dystansach: 312, 225 i 167 kilometrów. Mąż oczywiście wybrał ten najdłuższy. W dniu startu o świcie udał się do hotelowej restauracji, by odstać swoje w kilkunastometrowej kolejce do beczki z owsianką oraz (cóż za niespodzianka!) „naładować się motywacyjnie”. Okazało się, że do zawodników na śniadanie przybył sam Alberto Contador, wielokrotny zwycięzca najważniejszych zawodów kolarskich. Po całodziennym wyścigu Mąż wrócił na kolację szczęśliwy i bez kontuzji. Odpoczął jeden dzień, a następnego poszedł się „przejechać” i jeszcze raz zrobił prawie tę samą trasę…
MAJORKA – PODSUMOWANIE
Jeśli czytając mój wpis wodziliście jednocześnie palcem po mapie, to pewnie zauważyliście, że opisałam wyłącznie miejscowości znajdujące się na zachodzie Majorki. Kilkanaście lat temu objechaliśmy też wschodnie wybrzeże, niestety nie mam z tej wycieczki dobrej jakości dokumentacji fotograficznej. Z tego wniosek, że muszę znów wybrać się na tę wyspę…
Wam polecam zaplanować takie wycieczki, podczas których zobaczycie po kilka miejsc np. jednego dnia można pojechać na plażowanie w Cala Sant Vicenc, potem wrzucić coś na ząb i połazić po miasteczku Pollensa. Po południu zrobić sobie wycieczkę na Formentor (złota godzina dla fotografów) lub zajechać do Alcudii – restauracje rozpoczynają serwowanie kolacji i można podpatrzyć kelnera podającego paellę.
Drugi dzień to Valdemossa – Deia – Soller i Port Soller. W jedną stronę można pojechać autostradą, a wrócić przez góry. Na stolicę wyspy Palma de Mallorca warto poświęcić cały dzień.
MAJORKA W LITERATURZE
Uwielbiam Majorkę, dlatego podobnie jak Agatha Christie wplatam wrażenia z pobytu na tej wyspie do moich książek. Akcję mojej ostatniej powieści umieściłam w Zatoce Alkudyjskiej, a w następnej wystąpi Cala Sant Vicenc. Dokładnie opiszę tam scenę, którą zaobserwowałam podczas sesji zdjęciowej. Wcześnie rano wybrałam się z aparatem do zatoczki Cala Barques i nagle zobaczyłam wychodzącego z hotelu młodego mężczyzn. Miał na sobie białą koszulę i ciemny garnitur (domyśliłam się, że był recepcjonistą, który właśnie skończył nocną zmianę). Mężczyzna skrył się pod jeden z plażowych parasoli, zdjął z siebie służbowy ubiór i odłożył go na jednym z łóżek do opalania. Wszedł do wody i zaczął płynąć. Z balkonu swojego hotelowego pokoju ujrzała go Tamara, bohaterka mojej kolejnej powieści…