Zacznę tak: lepszego pasztetu w życiu nie jadłam! A moja radość jest wielka także dlatego, że podczas jego produkcji nie ucierpiało żadne zwierzę. Inspiracji dostarczyła mi receptura z fajnej książki Eryka Wałkowicza pt. „Kuchnia roślinna dla każdego”, którą to recepturę oczywiście zaraz zmodyfikowałam (nie mogę się jakoś przekonać do sosu sojowego).
Przepis jest elastyczny: możecie zmieniać w nim warzywa i ilość przypraw. Najfajniejsze jest to, że to nie pasztet mięsny, więc można w trakcie jego przygotowywania próbować i doprawiać do uzyskania satysfakcjonującego smaku.
SKŁADNIKI
WYKONANIE
Zaczynam od ugotowania kaszy jaglanej i ciecierzycy. Zabieram się do obierania warzyw. Cukinii nie obieram, tylko dokładnie myję skórkę.
Cebulę pokrojoną w kostkę wraz z czosnkiem rumienię w dużym garnku. W tym czasie wszystkie warzywa wrzucam do melaksera i ścieram je na jak najmniejszych oczkach. Przenoszę je do garnka i chwilę duszę. Dodaję ugotowaną ciecierzycę, kaszę jaglaną i wszystkie przyprawy. Całość miksuję w garnku na gładką masę.
Moja masa była bardzo gęsta, więc dodałam do niej wodę z gotowania ciecierzycy (aquafaba). Aquafaba to płyn, który pozostaje po ugotowaniu ciecierzycy, fasoli i innych roślin strączkowych (aqua – woda, faba – fasola). Zawiera białka i polisacharydy, w kuchni wegańskiej jest używana jako zamiennik jajek.
Masę wykładam do foremek wyłożonych papierem do pieczenia (mnie z tej ilości wyszły dwie keksówki). Wstawiam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 50 minut.
Pasztet najlepiej smakuje z pełnoziarnistym pieczywem, ogórkiem kiszonym i (moje odkrycie!) nasionami czarnuszki. Jest tak dobry, że nawet mój mięsożerny syn się nim zajada; naprawdę trudno o lepszą rekomendację.
Polecam i smacznego!