ROWEREM (ELEKTRYCZNYM) PO MAJORCE
Rower to dla mnie dziecięca radość i sposób, by odjechać od codzienności, w stronę natury i siebie. Przyjemność z jazdy jednośladem odkryłam na nowo, przeprowadzając się do Holandii, gdzie bez roweru ani rusz. Jednak nie o Holandii tu będzie, a o Majorce. Na tę hiszpańską wyspę jeżdżę od 2005 roku, kiedyś z całą rodziną, a ostatnio tylko z Mężem, zapalonym kolarzem. Kiedyś spróbowałam jazdy na szosówce, ale pozycja „leżącej na kierownicy” nie była dla mnie zbyt wygodna i ciągu dalszego nie było. W październiku 2024 znów wsiadłam na rower, tym razem elektryczny, i poszło!
WYCIECZKA Z PRZEWODNIKIEM
Mój osobisty przewodnik, czyli Mąż objechał wyspę w ciągu ostatnich 20 lat wielokrotnie. Wziął udział w jednodniowym wyścigu Mallorca 312 (na dystansie 312 km właśnie), a ostatnio udzielał się na Majorce jako przewodnik grup kolarskich, więc świetnie zna wszystkie drogi i dróżki.
Na początku zrobił mi szkolenie, jak należy poruszać się po bardziej ruchliwych trasach i skrzyżowaniach (na początku wycieczki trzeba przedostać się z miasta na wiejskie mało uczęszczane drogi, na szczęście trwa to kilka minut). Pokazał też na co uważać (dziury w drodze, kamyczki na asfalcie). No, a jeszcze wcześniej pożyczył mi jeden ze swoich służbowych strojów kolarskich (koszulka i gacie z „pampersem”), gdyż ja jako nowicjuszka własnego nie posiadałam.
Nasza wycieczka miała miejsce 17 października 2024. Było ciepło (około 26 stopni C), bardzo słonecznie (krem z filtrem) oraz bardzo, bardzo wietrznie.
Tego dnia zrobiliśmy blisko 70 km, poniżej wrzucam mapkę z naszą trasą.
MOJA KONDYCJA
Kilka słów o mojej kondycji fizycznej. Jestem osobą ogólnie sprawną. Od 2022 roku mieszkam w Holandii i nie mam tu auta, więc regularnie jeżdżę na rowerze po zakupy, do urzędu czy znajomych. Jeżdżę cały rok, w deszczu i wietrze, mam zwykły rower i muszę wkładać w poruszanie się na nim siłę własnych mięśni. Poza tym regularnie odwiedzam siłownię, bo w Holandii inaczej się nie da – tam wszyscy coś ćwiczą od urodzenia do naturalnej śmierci. Tak więc można powiedzieć, że wsiadając na rower miałam jako taką kondycję (ale bez przesady, więc i ty dasz radę).
ROWER ELEKTRYCZNY
Wycieczki rowerowe po Majorce jeszcze do niedawna były zarezerwowane dla ambitnych kolarzy na szosówkach. Obecnie dzięki rowerom elektrycznym, wycieczki po wyspie mogą stać się udziałem każdej średnio sprawnej osoby. Ja na zwykłym rowerze jestem w stanie przejechać na raz około 20 km, ale na elektrycznym kilka razy więcej. Na Majorce coraz więcej ludzi jeździ „elektrykami”, dlatego powstaje coraz więcej miejsc na trasach, gdzie można doładować baterie.
Koszt wypożyczenia roweru na cały dzień (godz. 9-17) to było w moim przypadku 46 euro. Do tego dostałam kask.
ROWER ELEKTRYCZNY – WRAŻENIA
To był mój pierwszy raz na elektryku i jestem zachwycona.
Po pierwsze rower pozwolił mi na bezproblemowe podjazdy pod górę (zostawiałam w tyle Męża na szosówce, krzycząc mu: „Kochanie, pozwól, że dam ci zmianę!”).
Dzięki dodatkowej mocy mogłam pokonać bez problemu bardzo silny wiatr.
Po kilku godzinach jazdy właściwie nie odczuwałam większego zmęczenia. Nie bolały mnie nogi, a jedynie nadgarstki – na co dzień jeżdżę rowerem z kierownicą jaskółką, a kierownica w elektryku, choć wygodna, znajdowała się nieco za daleko w stosunku do zasięgu moich (niedługich) ramion.
Rower elektryczny polecam, zawłaszcza gdy jedziecie na wycieczkę z doświadczonym kolarzem.
ROWEREM PO MAJORCE – NASZA TRASA
Z Port d’Alcudia dojechaliśmy do przedmieść miasteczka Alcudia, a stąd wiejskimi drogami w okolice miasteczka Pollenca. Do samego miasta nie wjeżdżaliśmy – naszym celem była Cala Sant Vicenc.
To moja ulubiona letniskowa miejscowość (nazywam ją letniskową dziurą, bo jest nieduża, za to urocza) z oszałamiającymi widokami na morze i skały. To także cel wielu kolarzy, którzy wpadają tu na kawę i obowiązkową sesję zdjęciową. My też zrobiliśmy sobie swoją, chwilę odpoczęliśmy i pojechaliśmy dalej w stronę Alcudii dróżką znaną tylko wybranym (Schindlers).
Ostatni kawałek trasy do Alcudii musieliśmy pokonać ruchliwą szosą – miała ona jednak pobocze dla rowerzystów, więc nie było źle. Dodatkowo trzeba tu napisać, że Majorka to miejsce, gdzie kolarze mogą czuć się na szosach względnie bezpiecznie. Kierowcy są przyzwyczajeni do obfitej, niemal całorocznej obecności rowerów na drogach i często puszczają kolarzy przodem lub omijają szerokim łukiem.
Z Port d’Alcudia udaliśmy się na Playa de Muro na lody, na których mieliśmy zamiar uroczyście zakończyć naszą wycieczkę. Ale posileni dawką tłuszczów i węglowodanów (ja malina z kokosem, mąż wanilia ze słonym karmelem) ustaliliśmy, że skoczymy jednak jeszcze na wzgórze z kościołem Ermita de Victoria i obejrzymy sobie półwysep Formentor od strony morza. Wszak była dopiero godzina 14.00.
To był świetny pomysł: droga do kościoła Ermita de Victoria to dziewicza natura, mało ludzi, puste trasy. Trochę wspinaczki pod górę i ostre zjazdy w dół. Przepiękne widoki na kamieniste półdzikie plaże, półwysep Formentor, Port de Pollenca czy Playa de Formentor. Wracaliśmy przez miejscowość Bonaire i przedmieścia Alcudii. Bezpiecznie dotarliśmy do wypożyczalni, by przed godziną 17.00 oddać rower.
PODSUMOWANIE
To był wspaniały dzień i wyobrażam sobie, że mogłabym powtarzać to doświadczenie przez kilka dni. Na przykład przyjechać na Majorkę na kobiecy mini obóz rowerowy. Jazda rowerem po wiejskich drogach to jeszcze jeden, atrakcyjny sposób na odkrywanie piękna tej niesamowitej wyspy. Mam nadzieję, że moją opowieścią udało mi się zachęcić was, dziewczyny (i was, chłopaki), do przeżycia podobnej przygody!
P. S. Jako, że podczas wycieczki miałam na sobie służbowy strój kolarski Męża z napisem guide na plecach, po powrocie do hotelu dowiedziałam się, że zostałam zauważona na trasie przez prawdziwe przewodniczki, które zapytały szefową, czy zatrudniła nową dziewczynę, „taką blondynkę” 🙂